Nicki Grand Prix w Malilli
Rok 2014, półfinał szwedzkiej Grand Prix w Malilli. Nicki Pedersen na drugim ługu gwałtownie podjeżdża Mateja Zagara przy krawężniku. Atak jest mocny, kontaktowy, zupełnie nie fair. Słoweniec ląduje w płocie, Nicki też upada. Ten pierwszy ma słuszne pretensje, rzuca się nieco na Duńczyka. Ten drugi odpiera atak, już w pojedynku niezwiązanym z „czarnym sportem”. Kopniakiem traktuje Zagara i odjeżdża do boksu. Potem jeszcze kilka słownych utarczek. Zresztą, przepychanek między tymi dwoma żużlowcami było sporo na przestrzeni lat. Tak to jest, jak spotykają się dwa dynamity.
Malilla zresztą chyba wyzwalała dodatkowe emocje. W 2018 roku spore pretensje do Pedersena miał tam Tai Woffinden. Po emocjonującym wyścigu, Panowie spięli się lekko, kiedy zjeżdżali do parkingu. Co ciekawe, Pedersen wówczas zachowywał stoicki spokój. Dużo bardziej agresywny wydawał się Brytyjczyk i członkowie jego zespołu.
Szwecja 2015 - Grega Hancock rzuca się na Nicka Pedersena
W 2015 roku, też w Szwecji, chociaż już konfrontacja ligowa. Piraterna Motala rozgrywała mecz przeciwko Dackarnie. Na wyjściu z łuku Pedersen podjeżdża Grega Hancocka. Tego pogodnego, często uśmiechniętego Amerykanina. Popularny „Greg” upada na tor, w płocie na prostej. Na szczęście, nic mu nie jest. Zmienia dyscyplinę i zaczyna biec do nadjeżdżającego Pedersena, który tym razem wyszedł z konfrontacji bez szwanku. Duńczyk nie wiedział jednak, że Hancock też potrafi się wkurzyć. Amerykanin tygrysim skokiem rzuca się na Nickiego Pedersena, zrzucając go z motocykla. Panowie zaczynają się okładać pięściami. Tego jeszcze nie grali.
Toruń - Nicki Pedersen vs. Jacek Gajewski
Motoarena. Mecz pomiędzy Toruniem a Lesznem. Dosłownie kilka tygodni po zajściu z Hancockiem. Pedersen mocnym atakiem powoduje kolizję Jasona Doyle’a i jego lądowanie na dmuchanych bandach. Emocji nie powstrzymał wówczas Jacek Gajewski, który przewodził toruńską ekipą. Duńczyk starł się z menedżerem „Aniołów”. Do świętości było w tym wszystkim jednak daleko. Jeden i drugi nie powstrzymali nerwów na wodzy. Były przepychanki, poleciały wulgaryzmy.
Melbourne - Nicki Pedersen vs. Sam Masters
To chyba ogólnie był dość feralny rok dla Pedersena. Wyjątkowo nabuzowany. W październiku podczas rundy Grand Prix w Melbourne doszło przecież do kolejnych przepychanek, tym razem Duńczyka z Samem Mastersem. W tamtej sytuacji najbardziej jednak oberwał mechanik z teamu Pedersena, Marek Hućko.
Prawdziwy wojownik
Podobnych przykładów, przepychanek, konfrontacji, słownych ataków, wulgaryzmów moglibyśmy przytaczać mnóstwo. Pedersen nigdy nie był święty, a na torze to prawdziwy wojownik. Niestety, wiele razy nie panował nad swoją jazdą. Albo inaczej – panował, ale jeździł zwyczajnie zbyt agresywnie i ostro. Co do emocji poza torem – nie on jedyny ich nie hamował. Żużel to sport dla twardzieli i te napięcia gdzieś czasem uchodzić muszą. Wiadomo, nie popieramy walki na pięści po wyścigach czy w ich trakcie.
Pedersen w Tarnowie
Spoglądam na niego trochę od strony tarnowskiego kibica. Kiedy kontraktowano Pedersena w „Jaskółczym Gnieździe” przed sezonem 2018, odczucia były mieszane. Prawda jest jednak taka, że Duńczyk szybko zaskarbił sobie sympatię tarnowskich kibiców. Coś jest w tym wojowniku, że gwizdy na niego pojawiają się właściwie wszędzie, ale kiedy ma się go w drużynie, obraz się mocno zmienia. Już tak bardzo nie przeszkadza ta ostra jazda. Mało tego, kiedy dorzuca świetne wyniki, grzechem byłoby się boczyć. Tak było w Unii Tarnów. Jeden sezon, spadek z Ekstraligi, ale Pedersen robił swoje i był liderem ze średnią powyżej dwunastu punktów na mecz. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zdecydowanie. A jeździć to on potrafi.
Fala kontuzji Pedersena
Ostatnie tygodnie dla Pedersena są bardzo ciężkie. Najpierw uszkodzone żebra i płuco w lidze duńskiej. Kontuzja jednak goni kontuzję. Przyszła fatalna kraksa z Pawlickim. Można było jedynie złapać się za głowę, bo stan miednicy Duńczyka był w opłakanym stanie. Ten człowiek z żelaza wraca już jednak powoli do zdrowia. O jego stanie informuje na bieżąco na profilu instagramowym. Pewnie wiele wody upłynie w Gudenie – najdłuższej rzece duńskiej – zanim Nicki wróci na tor, ale naprawdę jestem pełen podziwu za wolę walki i szybkie rehabilitacje tego „Wikinga”.
Czy jego powrót do ścigania to złudna nadzieja? Ktoś, kto go już przekreślił, raczej się mocno zdziwi. Szokują i irytują mnie ogólnie te wszystkie komentarze, że powinien skończyć, bo to kolejne ostrzeżenia. Kto ich nie dostaje? Nie wydaje mi się, by Pedersen zakończył karierę w ten sposób. Póki co, niech wraca do pełnej sprawności.
O Nickim Pedersenie można by napisać zapewne niejedną książkę. Niekoniecznie byłaby to lektura dla małych dzieci. Doskonale wiemy, że na torze to inny charakter. Jakże jednak bezbarwny byłby światowy speedway bez tej postaci w ostatnich dwóch dekadach. Ile emocjonujących wyścigów mieliśmy z jego udziałem? Nie tylko tych, kiedy zwyczajnie jechał nie fair. Mitem i raczej elementem baśniowym są rogi na hełmach historycznych Wikingów, którzy podejmowali wyprawy i próbowali podbić Europę wiele wieków temu. Pedersenowi różki jednak często wyrastają, kiedy dosiada swojego rumaka. Czy naprawdę nam to przeszkadza?